"Zadanie rodzica nie polega na tym, żeby chronić dziecko przed bólem i niewygodami immanentnymi dla naszego życia. Chodzi raczej o to, aby pokazać mu jak można sobie z nimi radzić, i być dla niego w tym względzie wzorem do naśladowania."
Jesper Juul
Ten sam autor zauważył, że rodzice często nadają szczęściu swojego dziecka bardzo wysoki priorytet, często wyższy niż własnemu.
Sama jestem mamą i czuję, że wielokrotnie ten cytat dotyczy mnie. Bo który rodzic nie chce, aby jego dzieciak był szczęśliwy? Pragniemy, aby nasze dzieci przeżywały swoje idealne życie.
I to, w moim odczuciu, jedna z największych i najczęstszych pułapek rodzicielstwa.
Dlaczego? Przecież warto marzyć, aby tak było. Aby dziecko było zdrowe, rozwijało się prawidłowo, miało przyjazne relacje z innymi ludźmi i cieszyło się każdym dniem. Nawet jeśli wiemy, że to nie możliwe. Że to utopia to i tak chcemy do niej dążyć. Tylko, że sytuacja się komplikuje, kiedy tak nie jest.
A po czym to poznamy? Na przykład po tym, że bardzo martwi nas trudna emocja, którą dzieciak przeżywa i pragniemy, aby ona szybko minęła. Nasze sposoby na to- te oczywiste i te zakamuflowane, to imponujący spektakl.
Superwizując nauczycieli słyszę o sytuacjach, kiedy rodzic odbierający ze szkoły dziecko, dopytuje nauczyciela o cały dzień dziecka, aby ustalić co się stało, że jego skarb nie jest dostatecznie uśmiechnięty. Wiemy dobrze, że stało się - życie. Ale jak to wytłumaczyć zatroskanemu rodzicowi, który marzy o szczęściu swojego dziecka?
Właśnie taka to pułapka. Pragnąc szczęścia dziecka, nadając mu najwyższy priorytet paradoksalnie unieszczęśliwiamy dziecko. Dzieję się tak dlatego, że marząc o szczęściu córki lub syna, bardzo trudno nam sobie poradzić z ich smutkiem, porażką, rozczarowaniem i bólem. Tym czasem życie przynosi codziennie pełen wachlarz smutków, rozczarowań, wstydów, wściekłości, żali, przegranych, odrzuceń. A to co się może zdarzyć kiedy będziecie mocno reagowali na te doświadczenia i emocje , to że wasza córka lub syn będą je przed wami ukrywać, aby was chronić. Bo widzą , czują jak te ich doświadczenia was ranią. Ich normalne życie, zwyczajne trudności, przykre przygody stają się czymś nie do udźwignięcia przez rodzica. Stają się wielkim problemem. Wtedy JA staję się wielkim problemem, bo nie umiem być tym dzieckiem, które jest szczęśliwe szczęściem, które dla mnie wymarzył sobie rodzic. Jest mną rozczarowany. To rodzi wielki ból, który dziecko przeżywa w kompletnej samotności.
Co z tym można zrobić?
Mam dwie refleksje. Pierwsza jest taka, że warto w czasie
kiedy jesteśmy z dziećmi być ciekawym. Nie ciekawskim, nie kontrolującym. Tylko ciekawym właśnie.
Chodzi o zainteresowanie, kim jest nasze dziecko, także w tych momentach kiedy jest mu ciężej. Co czujesz? Co o tym sądzisz? Jak sobie z tym poradziłeś?
Kiedy dziecko opowiada o jakimś trudnym doświadczeniu lepiej jest powiedzieć: "aha" niż: "To straszne!". Mniej odpowiedzi, więcej pytań, to coś, co mi pomaga pozbyć się kontroli i budować kontakt z dzieckiem.
Druga jest prosta: troszczyć się o szczęście własne. Oczywiście trudno być szczęśliwym kiedy tyle przeszkód, zła i niepowodzeń dookoła, ale chodzi o to, aby stawiać swoje szczęście na pierwszym miejscu. Pielęgnować je. Nie chodzi o egoizm, chodzi o miłość, akceptację i troskę o siebie. Jeśli trudno ci zrobić to dla siebie, pomyśl o dziecku, które cię obserwuje. I zrób to dla niego.
Komentarze
Prześlij komentarz